Utwór "Trójkąt" Taco Hemingwaya to niezwykle sugestywny portret warszawskiej nocy, nasiąknięty alkoholem, samotnością i gorzką refleksją. Piosenka, będąca częścią przełomowego dla artysty minialbumu "Trójkąt Warszawski" z 2014 roku, stanowi esencję tego, co stało się znakiem rozpoznawczym rapera: błyskotliwe teksty, osadzone w konkretnych realiach stolicy, z wyczuwalną dozą cynizmu i autoironii.
Narrator zanurza się w odmęty miejskiego życia, gdzie alkohol staje się katalizatorem, stopniowo zacierającym granice wstydu i rozsądku. Rozpoczyna się od utraty "poczucia rytmu", by w miarę kolejnych tequili oddać się chaotycznym tańcom "walczyk po walczyku", od tanga po sambę. Metafora tańca z alkoholem doskonale oddaje jego dominującą rolę w tej nocy. Przemieszczanie się po Warszawie – "Wiruję w dół Karową, by wrócić na górę Tamką" – to fizyczne odbicie wewnętrznego zamętu i niestałości.
Taco Hemingway z mistrzowską precyzją opisuje otaczający go świat, pełen ulotnych obrazów. Obserwacja "nastolatek" wpadających "w miasta bagno" i "kłamiących wciąż swoim matkom" ukazuje pokoleniową przepaść i krytyczne spojrzenie na hedonistyczną stronę młodości. Sceny takie jak "Przechodzę na czerwonym, będzie mandat. Kozacko" czy ironiczne "Rano będzie słabo, teraz sram na to" podkreślają poczucie beztroski, a może raczej zrezygnowania, w obliczu chwilowej swobody.
Kluczowym elementem utworu, a także całego EP, jest tytułowy "Trójkąt warszawski" – geograficzne i symboliczne centrum nocnego życia stolicy, obejmujące ulice Mazowiecką, Kredytową i Plac Małachowskiego, z ich licznymi barami i klubami, takimi jak wspominane w refrenie Zakąski, Kamienie i Bistro. To właśnie w tych miejscach rozgrywają się historie "miłości na szybko", gdzie "małżonków wciąż nie ma, więc całują słomiane wdowy się". Refren, powtarzający te gorzkie obserwacje, niczym mantra podkreśla powtarzalność i powierzchowność tych interakcji, które milkną "gdy nowy dzień".
W drugiej zwrotce bohater dalej dryfuje po Warszawie, doświadczając fizycznej konfrontacji ("Dostać w pysk w Subway’u na Świętokrzyskiej") i frustracji ("Rozmowy z tym bramkarzem kotletem spełzły na niczym"). Kolejne lokalizacje, jak Powiśle czy BUW, budują realistyczny obraz miejskiej wędrówki. Pojawia się także wątek irytującej, natrętnej "rudej", której telefon "głośno piszczy" i która "ciągle pisze", dodając osobistego zgiełku do ogólnego chaosu. Narrator, zmęczony i przytłoczony, czuje "Wisły brud", odór "szlugów, moczu, wódki i potu", co maluje obraz nie glamourous, lecz surowej i momentami odpychającej rzeczywistości nocnego miasta.
Finał utworu przynosi eskalację chaosu i rozczarowania. Odwołania do "Trójkąta bermudzkiego" symbolizują zagubienie i nieuchronność, w jaką wpada młodzież, zapominając, "że ich żywot krótki jest". Pojawia się też intrygujące nawiązanie: "Ernest miał rację. Zdejmij rurki. Wpierw Napij się wódki". "Ernest" to prawdopodobnie aluzja do Ernesta Hemingwaya, co w kontekście pseudonimu artysty może być autoironicznym mrugnięciem okiem do własnych inspiracji i literackiej wrażliwości.
Ciekawym elementem jest tożsamość narratora, który mówi: "Jestem Piotr, ale mówią na mnie Łotr". To odniesienie do historii opowiedzianej w całym EP "Trójkąt Warszawski", gdzie narrator śledzi swoją byłą dziewczynę i jej nowego partnera – Piotra, "warszawskiego łotra". W tym momencie utworu, identyfikując się z Piotrem, Taco Hemingway zaciera granice między bohaterami, sugerując, że w tej warszawskiej nocy każdy może stać się "łotrem" lub ofiarą, a role są płynne.
Zakończenie piosenki, z okrzykiem "Jebać, jebać PZPN", to dosadny manifest frustracji. Choć wydaje się oderwany od głównej narracji, ten antyestablishmentowy slogan, tak silnie zakorzeniony w polskiej kulturze kibicowskiej, świetnie oddaje ogólne poczucie bezsilności i gniewu, które kumuluje się w bohaterze. Obietnica "zasiedzenia się jak Michał Listkiewicz" (byłego prezesa PZPN, często krytykowanego za długotrwałe pełnienie funkcji) również wzmacnia to wrażenie niemożności ucieczki od otaczającej patologii, czy to sportowej, czy społecznej. Ostatnie wersy, powtarzające refren, zamykają ten nocny krąg, pozostawiając słuchacza z echem melancholii i surowego realizmu.