Interpretacja Powódź - Jacek Kaczmarski

Fragment tekstu piosenki:

Zmyje wszystko w bełkot i w chlupot
Wpejzaż jak umyty blat
A tymczasem pod ciężką skorupą
- Świat.

O czym jest piosenka Powódź? Poznaj prawdziwe znaczenie i historię utworu Jacka Kaczmarskiego

Piosenka Jacka Kaczmarskiego „Powódź”, napisana w 1983 roku, jest jednym z najbardziej przejmujących i wielowymiarowych utworów w jego dorobku, stanowiąc metaforyczny komentarz do sytuacji stanu wojennego w Polsce, choć, jak zauważył sam autor, może być również odczytywana bez politycznego kontekstu, jako „smutek egzystencji”. Kaczmarski, urodzony w 1957 roku, debiutował w 1976 roku i szybko stał się „bardem Solidarności”, choć sam odżegnywał się od tego mitu, pragnąc uniwersalności swojej twórczości. „Powódź” jest tego doskonałym przykładem, łącząc gorzką refleksję nad konkretną historyczną chwilą z ponadczasową wizją ludzkiego losu i cykliczności historii.

Utwór rozpoczyna się od wstrząsającego obrazu zniszczenia i chaosu. „Domy z ludzi wypłukane”, „drzew korzenie w niebo sterczą”, a zwieńczeniem tej apokaliptycznej wizji jest „trup psa ze sparszywiałą sierścią” zaczepiony o zerwany most. To krajobraz po kataklizmie, symbolicznym zalaniu, które pozbawiło ludzi ich schronienia, korzenie – podstawowego oparcia, a nawet najbardziej lojalne stworzenia spotyka okrutny los. W tym brutalnym, postapokaliptycznym scenariuszu, pojawia się refren, który brzmi jak absurdalna mantra: „Ale wszystko jest jak trzeba / Pejzaż jak umyty stół / Pod czerwoną szmatą nieba – / Muł”. To zestawienie grozy z normalizacją, z poczuciem, że tak po prostu ma być, jest esencją pesymizmu Kaczmarskiego. „Czerwona szmata nieba” może być odczytywana jako metafora władzy komunistycznej, ideologii, która rozpostarła się nad zrujnowanym krajem, a „muł” to jej konsekwencja – bezpłodna, ciężka pozostałość po wielkiej nawałnicy, uniemożliwiająca prawdziwy rozwój. Sam Kaczmarski w rozmowie z Jolantą Piątek przyznał, że gdy przesyłał teksty do Polski, przyjaciele mówili, że są w porządku, ale „za dużo czerwonego”, co dodatkowo podkreśla polityczny wymiar tego koloru w jego twórczości.

Kolejne zwrotki pogłębiają ten obraz beznadziei. Pojawia się „chór ponurych rybaków”, którzy „wyławiają ogłuszone ryby”. Ich „wytrzeszczone oczy” nie wierzą, „że to nie na niby”, co wskazuje na traumę, odrętwienie i niemożność zaakceptowania rzeczywistości. Są to ludzie, którzy próbują odnaleźć się w nowym, zrujnowanym świecie, wykonując mechaniczne czynności, lecz pozbawieni nadziei i realnego wpływu na bieg wydarzeń. Ich działalność jest jałowa, a pejzaż pozostaje ten sam: „muł” pod „czerwoną szmatą nieba”.

Próba buntu czy ucieczki jest skazana na porażkę. „Ktoś ten muł w bród przejść się stara / Jakby muł mógł być czegoś bramą”. Ta postać symbolizuje jednostkowe dążenia do zmiany, nadzieję na przełom, na odnalezienie wyjścia z zastygłej, zastałej sytuacji. Jednak narrator natychmiast tę nadzieję gasi, pytając: „Po co trud ten i skąd ta wiara / Teraz wszędzie jest już tak samo”. To świadectwo wszechobecnego marazmu, poczucia, że system wchłonął wszelkie alternatywy, a opór jest bezcelowy, bo niczego nie zmieni. Wszędzie panuje ta sama, przygnębiająca jednolitość.

Nawet wolność jest iluzoryczna. „I unoszą się nad nim ptaki / Kto tam mówi, że każdy tu więźniem / Wolny lot – komu zbrzydły robaki / Ale kto usiądzie – ugrzęźnie!”. Ptaki symbolizują wolność, możliwość ucieczki od przyziemności, od „robaków” – metafor drobnych trosk czy upodlenia codziennego życia pod reżimem. Jednak Kaczmarski z miejsca stawia tragiczną diagnozę: to wolność pozorna. Każda próba zakorzenienia się, budowania czegoś nowego na tym gruncie, kończy się „ugrzęźnięciem” w mule, w systemie, który nie pozwala na prawdziwy rozwój. To gorzka refleksja nad emigracją i dylematem powrotu do kraju w czasach opresji.

Ostatnia zwrotka przedstawia cykliczność katastrofy. „Wieją wiatry, schnie muł na kamień / Po szczelinach kiełkuje coś znowu / Ale z ziemi się nie wyłamie / Nim wyrośnie – znów przyjdzie powódź”. Jest to obraz krótkotrwałego oddechu, nadziei na odrodzenie, która jednak jest płonna. Każde „kiełkowanie” nowego życia jest zagrożone, bo natura systemu jest taka, że „znów przyjdzie powódź”. To powtarzające się zalanie to metafora kolejnych fal represji, kolejnych zniszczeń, które uniemożliwiają budowanie trwałej przyszłości. Finał jest jeszcze bardziej dojmujący: „Zmyje wszystko w bełkot i w chlupot / W pejzaż jak umyty blat / A tymczasem pod ciężką skorupą – / Świat”. Ostatnie słowo, „Świat”, pozostawione samotnie, wzmacnia poczucie totalnej dominacji tego martwego, zabetonowanego porządku. To nie tylko świat polski pod stanem wojennym, ale uniwersalna refleksja o kondycji ludzkości, która wciąż powtarza te same błędy, a pod warstwą pozornego porządku czy „czystości” kryje się ugrzęzły, pozbawiony nadziei byt.

„Powódź” Jacka Kaczmarskiego, choć głęboko zakorzeniona w realiach stanu wojennego, przekracza kontekst historyczny, stając się uniwersalnym studium marazmu, rezygnacji i niemożności wyzwolenia się z opresyjnego systemu. Jest to utwór o zgubnej sile normalizacji zła, o tym, jak człowiek potrafi przyzwyczaić się do absurdu i jak trudno jest wyrwać się z cyklicznego piekła historii.

20 września 2025
2

Interpretacja została wygenerowana przez sztuczną inteligencję i może zawierać błędy lub nie oddawać zamysłu autora. Jeśli tak uważasz, kliknij „Nie”, aby nas o tym poinformować.

Czy ta interpretacja była pomocna?

Top